AredZakhar
Mieszczanin
Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z twoich koszmarów:P:P
|
Wysłany:
Pią 10:18, 23 Lut 2007 |
|
Opowiadanie napisane przeze mnie, do portalu Eixir. Postanowiłem dać je jeszcze tutaj:)
Miłego czytania:)
Zlecenie...
Są to wydarzenia niedługo po rozpadzie gildii magii na Ogień i Wodę…
Dzień był upalny, gdy do zatoki Khorinis przypłynął "Szkorbut". Kolejny statek z ładunkiem więźniów z Myrtany wprost do kopalni rudy. W momencie, gdy okręt cumował, a marynarze na statku i w porcie uwijali się ze zwijaniem żagli, cumowaniem i innymi tym podobnymi czynnościami. Strażnicy wraz z grupką paladynów obserwowali wyładunek więźniów skutych łańcuchami, w podartych ubraniach, głodnych, brudnych i zmęczonych. Ze statku zszedł odziany w czarną skórznie mężczyzna. Włosy miał krótkie czarne, w uchu kolczyk a twarz szpeciły blizny. Podszedł do sierżanta straży, ubranego w tradycyjne czerwono-białe barwy straży, wysokiego, o iście atletycznej budowie ciała. Poczym rzekł:
-Witaj Serleth, dawno się nie widzieliśmy - powiedział przybysz, złowieszczo się uśmiechając.
- Znowu Ty…, z czym tym razem wysłała cię gildia?? Kogo tym razem masz zabić?? – odrzekł sierżant, rozglądając się nerwowo czy nikt tego nie słyszał.
- O to już nie musisz się martwić – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy – daj mi lepiej klucz do mojej kwatery.
- Dobrze tylko musisz zaczekać aż wyślą więźniów do koloni górniczej.
- To lepiej się pośpiesz, ja też się tam wybieram. Tylko w innym celu.
- Oszalałeś!! Przecież nie wrócisz. Do koloni można jedynie wejść, ale już nie wyjść.
- Wiem co robie. O mnie się nie martw, pamiętasz przecież że ty też jesteś na mojej liście. Tylko ze względu na naszą dawną rozmowę jeszcze żyjesz – powiedział uśmiechając się wrednie.
Sierżant cofnął się o pół kroku, poczym powiedział:
- Tak wiem, nie musisz mi tego przypominać. Dobrze choć za mną.
Przeszli przez tunel w skale, dzielący zatokę od drugiej części portu. Mijając po drodze poustawiane na wybrzeżu armaty, beczki i skrzynie z towarami. Szli przez cały port wzdłuż wybrzeża, koło magazynów zaczęli iść po schodach wychodząc na tyłach koszar. Po chwili byli na placu, na którym ćwiczyli się w walce inni strażnicy. Przeszli między nimi i weszli do izb mieszkalnych. Serleth podszedł do swojej skrzyni po czym wyjął z niej mały srebrny kluczyk, wręczyło go mężczyźnie mówiąc:
- Trzymaj, pamiętasz chyba jeszcze gdzie jest? Bądź co bądź dawno cię nie było w Khorinis.
- Bez obaw, takich rzeczy się nie zapomina. Spotkamy się za godzinę przy bramie do górnego miasta. Potem ruszymy do przełęczy…
Gdy sierżant odszedł, przybysz poszedł do innej części koszar. Rozejrzał się czy nikt go nie widzi, po czym przycisnął w ścianie małą kamienną płytkę. Otworzyło się małe przejście, ten szybko zniknął w środku po czym je zamknął. Bardzo wąski i niski tunel prowadził w dół, kończył się drzwiami. Klucz pasował idealnie do zamka, drzwiczki otwarły się ze skrzypem.
Wszedł, a że było ciemno wyszeptał parę słów w języku którym posługują się magowie i w jego dłoni pojawił się mały świecący ognik. Rozejrzał się po małej komnacie, jest w niej dużo wszelakiej broni, mikstur i ksiąg. Podszedł do co niektórych, zaopatrzył się w krótki miecz, kilka sztyletów i noży do rzucania, założył też płaszcz, aby ukryć to co nosi. Posiedział jeszcze chwile poczym wyszedł. Szwendał się trochę po mieście, po czym poszedł pod bramę. Na miejscu czekał już konwój więźniów pod strażą. Podszedł do sierżanta i rzekł:
- Dobrze, kiedy ruszamy?
- Zwlekaliśmy głównie przez ciebie – odrzekł, poczym krzyknął do strażników – Ruszamy!!
A więc ruszyli, niewielki konwój skazańców otoczony strażnikami. Część jechała konno, inni szli. Towarzyszył im sędzia wraz z grupką skrybów. Po drodze do przełęczy mijali farmy, gospodę „Martwa Harpia” niedawno postawioną, zwarzywszy iż na wyspie było dużo podróżników. W pewnym momencie ktoś z przody krzyknął:
- Zębacze!! Szykować bro… - przerwał gdy jeden z nich rzucił się na niego i odgryzł mu głowę.
Reszta stada rzuciła się na więźniów i strażników. Więźniowie bez broni szybko ginęli a straż próbował ich bronić ale z małym skutkiem. Walka skończyła się gdy zginęło kilku strażników i połowa więźniów. Dosyć duże stado zajęło się pożeraniem zwłok zabitych. Zaś ci co przeżyli uciekli w stronę przełęczy. Wśród nich przybysz i sierżant. Sędzia był wściekły na straż, krzyczał coś że poskarży się komendantowi i burmistrzowi miasta na prawie całkowity brak ich wyszkolenia. Serleth szepnął żartobliwie do przybysza:
- Ty, a może on też jest na twojej liście?
- Nie, a szkoda. Paskudny ma charakter. Dobra nie zwracaj na niego uwagi, ruszajmy dalej.
Szli jeszcze parę godzin po czym dotarli do miejsca w którym przesyła się towary i wrzuca nowoprzybyłych więźniów.
- Można dostać się tam inną drogą niż skacząc z góry do wody? – zagadną Serletha przybysz.
- Morzem z drugiej strony wyspy, albo przez góry.
- Hmm… Jak oni się tam ubierają? Nie powiesz mi chyba ze chodzą w szmatach w jakich ich tam wrzuciliście?
- W koloni był zamek, a tam dosyć pokaźna zbrojownia. Pyzatym dużo strażników było, zdarli z nich zbroje i się noszą jak my. Szumowiny – ostatnie słowo wycedził i splunął.
- Hmm… Niech pomyśle. Jak dostać się do zamku nie wybijając połowy więźniów po drodze, albo sam nie dać się zabić.
- Wiem jak – odparł sierżant – choć na ubocze pokaże ci jak – skinął na paru strażników palcem aby ci szli na za nimi.
Przeszli trochę dalej za skały, tak aby nikt ich nie widział
- A więc, co to za sposób? – zapytał przybysz
- Stój zaraz ci pokarze – w tej samej chwil powalił go na ziemię paroma uderzeniami. Widząc nadchodzących strażników rzekł:
- Ten zdrajca chciał mnie zabić. Pokażcie mu jak należy traktować straż. – odchodząc rzekł
- Tylko mi go nie zabić, ma wylądować w koloni. – po tych słowach zniknął gdzieś za skałami.
Mężczyzna podniósł się na chwilę, ale zaraz potem został powalony przez kilku strażników. Ci zaczęli go intensywnie kopać i bić jakimiś pałkami. Gdy nie był już w stanie się nawet podnieść, rozbroili go całkowicie i zaciągnęli powrotem i rzucili przed Serletha. Sierżant spojrzał na niego, i powiedział do strażników:
- Widzę że się postaraliście. A więc panie zdrajco jak tam samopoczucie? Jak podoba ci się mój pomysł – powiedział szyderczo się uśmiechając, zbliżył się do niego i szepnął – przynajmniej będę miał cię z głowy. Już stamtąd nie wrócisz.
Ten spojrzał na niego z wściekłością w oczach, podniósł się szybko i rzucił na sierżanta. Siła z jaką się na niego rzucił wystarczyła by ten spadł z urwiska wprost do jeziorka znajdującego się już po drugiej stronie bariery. Nie zastanawiając się zbytnio skoczył tuż za nim. Przelatując przez barierę poczuł jak by przeszywała go magiczna energia błyskawic, ale to trwało niecałą sekundę. Wylądował w wodzie. Czym prędzej dopłynął do brzegu, widząc dużą ilość więźniów, i zbirów ubranych w zbroje strażników, wstał i rzekł do nich:
- Przyniosłem wam prezent, możecie się na nim wyżyć za upokorzenia – krzyknął, po czym wskazał ręką na wychodzącego z wody strażnika. Ten słysząc to i widząc kto go otacza, zrobił się nagle bardzo blady, ponieważ wie że już niewiele życia mu pozostało. Cała ta szumowina miała okazje być przez niego upokarzana na zewnątrz. Więc tu mu nie darują. Gdy więźniowie zaczęli się do niego zbliżać, ten dobył broń. Uznał ze nie da się im tak łatwo. Przybysz rzekł:
- Pozwólcie że wam trochę pomogę – po czym wypowiedział cicho parę dziwnych słów i pstryknął palcami. Strażnik padł na ziemię niczym porażony piorunem, nic mu się jednak nie stało jak więźniowie zobaczyli. Okazało się ze jak gdyby nigdy nic… zasnął. Strażnicy spojrzeli na przybysza o magicznych zdolnościach, jeden z nich odziany w ciężką strażniczą zbroje rzekł do niego:
- Witaj nazywają mnie Szakal. Widzę że ta szumowina nieźle zalazła ci za skórę skoro postanowiłeś go ze sobą zabrać – zaśmiał się do przybysza – Jak się nazywasz?
- Jestem… - przerwał, gdyż wiedział że swojego prawdziwego imienia nie może zdradzić, bo połowa z tutejszych szumowin już je słyszała, a wtedy on sam skończył by jak Serleth.
- Kriss, mówicie mi Kriss.
- Kriss... w sumie, czemu nie. Sądząc po tym, jesteś jakimś złodziejaszkiem, czy mordercą.
- No coś w tym stylu. Co mi możesz powiedzieć o koloni.
- Choć opowiem ci w drodze do Starego Obozu
- Starego Obozu?
- Tak, wewnątrz bariery powstały trzy obozy, nasz Stary Obóz, jest w centrum koloni. Mamy zamek, a więźniowie trafiają głównie do nas. My rządzimy kopalniami, i handlujemy rudą z królem. Jest jeszcze Nowy obóz, to bandyci ciągle napadają na nasze karawany. Niestety są pod opieką magów Wody. Więc nie możemy im nic zrobić. No i obóz na bagnie, ale na nich nie zwraca się uwagi. To szaleńcy, wierzą w jakiegoś Śniącego myślą że ich uratuje. W sumie jakoś niedawno założyli obóz. Ja bym proponował ci przyłączyć się do nas. Widzę że masz jakieś zdolności magiczne. W starym obozie urzędują magowie Ognia, więc raczej się z nimi dogadasz.
- Hmm… nie lepiej nie. Niech, przynajmniej na razie nic nie wiedzą o moich zdolnościach. Jestem jak by to powiedzieć… wyrzutkiem gildii magów. Nie będą zadowoleni z mojej obecności.
- Zadowoleni? Ktoś z nich zna cię?
- No ci bardziej starsi magowie, chyba jeszcze jakiś żyje? Czy pomarli ze starości - żartobliwie odparł Kriss
- Żyją, żyją. Corristo i Xardas to w sumie najstarsi z magów Ognia, w koloni.
- No właśnie chodziło mi między innymi o nich, a Saturas? Został magiem Wody jak sądzę? Nigdy nie był dobry w dziedzinie Ognia.
- Tak, jest w Nowym obozie z kilkoma innymi magami.
Rozmawiali jeszcze o wielu różnych rzeczach, o orkach w ruinach, zgrajach zębaczy czy dziwnych miejscach i zjawiskach. Powoli zbliżając się do Starego obozu, przekroczyli most i główną bramę obozu. Ich oczom ukazał się wielki kamienny zamek, a wokół dziesiątki drewnianych chat za palisadą.
- To Zewnętrzny Pierścień tu mieszkają kopacze, cienie i nowo przybyli. Wewnętrzny Pierścień to nic innego jak to co jest za murami zamku. Ale tam mają wstęp tylko strażnicy, magowie i co niektórzy hmm…zwiedzający – zaśmiał się Szakal
- Zwiedzający?
- Kurierzy z Nowego obozu, magowie i sprzedawcy bagiennego ziela z obozu na bagnie. Produkują jakieś halucynogenne zielsko. Nie wiem nie próbowałem, jak dla mnie jest obrzydliwe, przeszkadza mi w walce.
- No wszystko pięknie. Gdzie mógłbym się zakwaterować?
- Rozejrzyj się po Zewnętrznym pierścieniu na pewno znajdziesz jakąś wolną chatę. Ja idę porozmawiać z Thorusem o nowoprzybyłych.
Ruszył w którąś stronę mijając po drodze szubienice i jakiś stawik pod murem. Przeszedł pod wielki dach który zasłaniał większość chat, stało tu paru Cieni, i kopaczy. Nie przejmując się nimi zbytnio ruszył dalej. Zrobił w ten sposób ogółem trzy okrążenia Zewnętrznego pierścienia. Najpierw dolną częścią, potem górną, przy ostatnim okrążeniu znalazł wolną chatę przy południowej bramie. Była mała obskurna, posiadała na szczęście łóżko, stół jakieś krzesło i skrzynie. Na łóżku znalazł w sumie poprzedniego właściciela, z sztyletem wbitym w plecy.
- Przynajmniej mam jakiś sztylet – zaśmiał się do siebie
Podszedł zwinął suche ciało w jakieś szmaty, przerzucił go przez ramie i zaniósł w stronę bramy. Tam zatrzymali go strażnicy.
- Ty, nowy. Co tam niesiesz?
- Poprzedniego właściciela jakieś przeuroczej chaty – z lekkim uśmieszkiem na twarzy odparł do straży.
- A wiem, zadarł z paroma osobami. Do tego nie płacił z ochronę to go sprzątnęli. A właściwie jak widzę ty go sprzątasz. – wtrącił się drugi strażnik
- No niestety. Zanieść go w jakieś konkretne miejsce? Czy rzucić ścierwojadom na pożarcie?
- A rób z nim co chcesz. – odparł jeden z nich, dodając szybko – tylko nie zostawiaj go tutaj, bo pożałujesz
- Nawet o tym nie myślałem – odpowiedział poczym dodał sobie w duchu – A szkoda, miałem taką ochotę.
Minoł strażników i wyniósł ciało na skraj jakiego lasu, tam je porzucił i wrócił do obozu.
Powoli zapadał zmrok. Kriss poczuł że zaczyna być głodny, od rana nic nie miał w ustach. Połaził trochę między chatami, zwinął trochę jedzenia gdy nikt nie patrzył. To tu to tam, nauczył się kiedyś bądź co bądź technik złodziejskich. Minęło parę dni. Kriss zdążył się już zadomowić. Wstawił sobie do chaty solidne drzwi za które zapłacił paroma kradzionymi przedmiotami. Nie jest tylko pewien czy przy ostatniej kradzieży nie widział go jakiś Cień. Siedział sobie późnym wieczorem w chacie zastanawiając się nad celem swojego przybycia. Pewne jest że po wykonaniu zadania będzie musiał opuścić obóz. Chyba że zrobi to po mistrzowsku i nikt nie będzie wiedział że to jego sprawka. Nagle usłyszał ze ktoś majstruje przy jego drzwiach. Złodziej. Pomyślał, chwycił za sztylet i bardzo cicho przekradł się i stanął przy ścianie obok drzwi. Drzwi się uchyliły, do środka wkradł się wcześniej widziany Cień. Niski blondyn z wąsami. W ręku trzymał sztylet.
-Amator - pomyślał sobie Kriss, nie ruszył się nawet o milimetr. Obserwował co zrobi.
Podszedł do łóżka, widząc że ktoś w nim leży przykryty jakimś kocem. Szybkim ruchem ręki przebił koc kilka razy. Przestał gdy uświadomił sobie swoją pomyłkę. Pod kocem były jakieś szmaty i chleb zwędzony kilka godzin temu. Kriss bezszelestnie zrobił kilka kroków naprzód, zręcznie chwycił Cienia i przystawił mu nóż do gardła.
- I co cwaniaczku? – trafiłeś na lepszego od siebie, szepnął mu do ucha.
- Zaiste, jesteś lepszy. Może i najlepszy. Mam dla ciebie propozycje – odpowiedział ze spokojem Cień.
Kriss bardzo szybko go rozbroił poczym rzekł:
- Odwróć się i mów co to za propozycja? – puścił go i cofnął się parę kroków trzymając nowiutki sztylet w drugiej ręce.
- Nazywam się Rączka. Jestem najzręczniejszym złodziejaszkiem w obozie. Niestety jak się przed chwilą przekonałem, nie idealnym cieniem i mordercą. Mam możliwość dzięki której możesz zostać Cieniem. W obozie jest ich sporo, ale zręcznych złodziei nigdy za wiele. Przynajmniej nie skończysz w kopalni. Gomez z pewnością przyjmie w swe szeregi jednego z najlepszych królewskich zabójców. – Kriss zdziwił się słysząc te słowa.
- Nie wiem o czym mówisz? – odpowiedział
- Ależ wiesz. Myślisz że nie wiem kim jesteś? Thorus, Szakal i reszta też cię rozpoznali. Nie bój się, nie mają zamiaru cię zabić. Przynajmniej na razie.
- Na razie… Czyli ciebie przysłali żebyś to zrobił za nich?
- Ależ skąd. Ja? Miał bym się wynajmować jako morderca. Nie rozśmieszaj mnie. No cóż chciałem tylko sprawdzić twoje legendarne umiejętności.
- Tak, i co jeszcze? Zresztą, wynoś się stąd. Mam co nieco do załatwienia. A i daj parę wytrychów jeśli chcesz zachować rączki. Kriss też zatrzymam jeśli nie masz nic przeciwko.
Rączka rzucił kilka wytrychów na łóżko, po czym wyszedł szybciej niż wszedł.
- Zapamiętać, zrobić rygiel do drzwi. – zaśmiał się w duchu Kriss
Minęło kolejnych kilka dni. Kriss wykonywał różne zadania zlecone przez Rączkę, a także parę innych osób. Wszystko po to by zostać Cieniem. Był już w kopalni, zwiedził sobie Nowy obóz. Był w Obozie na bagnie. Palił bagienne ziele. Po jakimś czasie stanął prze Gomezem, dostał strój Cienia. Wybił się wśród obozowiczów. Mimo wszystko nadal mieszka w swojej chacie. Uznał ze wysilił się żeby ją zabezpieczyć więc nie ma na razie sensu jej opuszczać. Któregoś wieczora doszedł do wniosku że jest gotów. Zabrał sztylety, ubrał się w zbroje Cieni. Po czym wyszedł z chaty. Była ciemna noc, Niebo pokrywały chmury, czasami tylko jakiś błysk bariery oświetlał okolice. Wskoczył na dach jednej z chat, po czym zaczął przekradać się wzdłuż muru zamkowego. W pobliżu jednej z wież, znalazł kiedyś przejście do lochów zamkowych. Wkradł się przez nie, otworzył zamek w drzwiach i wszedł do tunelu. Po godzinie błądzenia po tunelach, omijaniu strażników, wyszedł w jednej z wież zamkowych. Przekradł się po murach do budynku magów. Zakradł się do komnaty jednego z arcymagów. Xardasa. Spał, tak przynajmniej zabójca myślał, widząc leżącego na łóżku maga. W tej samej chwili przeniósł się wspomnieniami daleko do królestwa Myrtany kiedy to stojąc przed obliczem największego Arcymaga Kręgu Magów Ognia wysłuchiwał swojego zadania.
- Wezwałem cię gdyż jesteś najlepszym królewskim zabójcą do tego przeszedłeś kiedyś szkolenie dające ci możliwość rzucania wielu przeróżnych zaklęć. To zlecenie musisz wykonać, nie zawiodłeś nas nigdy, ale teraz nie chodzi o zwykłego człowieka. Mianowicie masz zabić Xardasa, Arcymaga Ognia wysłanego do utworzenia niegdyś by przewodzić magami tworzącymi barierę w koloni górniczej w Khorinis. Podejrzewamy… nie, mamy pewność ze zajmuje się on zakazaną dziedziną magii. Mianowicie Nekromancją, ożywia trupy i przyzywa demony na nasz świat. Nie możemy pozwolić by sługa Innosa przeszedł i służył bezkarnie Beliarowi. Bądź ostrożny, co do reszty poinformuje cię Pyrokar, jeden z magów. Niedługo wyrusza na Khorinis aby zasiąść w tamtejszej radzie arcymagów w klasztorze.
Ruszył dalej, jest o krok o zakończenia swojego zadania. Nagle poczuł że coś tu jest nie tak. W powietrzu czuć magie i demony. W sekundę po tym poczuł czyjś oddech na szyi. Nawet się nie odwracając rzucił się na łóżko aby zabić maga. Sztylet wbił się w łoże. Było puste, mag zniknął. Po chwili poczuł czyjąś rękę na ramieniu.
- Jaka szkoda. Gomez był by pewnie z ciebie zadowolony, to pewnie on cię nasłał. Czy może się mylę? – zapytał się stojący za Krissem Xardas.
Po chwili zaczął padać deszcz. Kriss spostrzegł ze nie są już w zamku. A bardzo wysoko nad nim. Unoszą się w powietrzu, za Xardasem były dwa skrzydlate demony, w oczach miały płomienie.
- Zresztą czy to ważne. I tak zamierzałem się wynieść z tego zamku. Twoje działania tylko przekonały mnie co do tej decyzji.
- Co ze mną zrobisz – odparł przerażony zabójca, nie był już taki pewny siebie jak wcześniej
- A cóż mogę zrobić. Jesteś zabójcą królewskim, prędzej czy później próbował byś mnie znaleźć i znów zabić. Co z tego że by ci się nie udało. No czas kończyć naszą rozmowę. – powiedział, po czym dodał – Zabić… - i zniknął.
Kriss zaczął nagle spadać, zaś demony rzuciły się za nim w dół. Dopadły go w połowie drogi do zamku. Rozerwały jego ciało, zaś szczątki rozrzuciły po całym Zewnętrznym Pierścieniu…
Autor: Ared Zayl Zakhar
e-mail: [link widoczny dla zalogowanych]
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|